„Puccini operetki”, „ten, który wprowadził do operetki łzy” - tak określano Franza Lehára. Jaka będzie „Kraina Uśmiechu”? - Są oczywiście momenty rozluźnienia, radości, ale będzie to kraina bardzo smutna - zdradza reżyserka Joanna Lewicka.
Premiera w ten weekend w Teatrze Muzycznym. Wyreżyserowała „Sen nocy letniej” w zakładzie karnym w Opolu Lubelskim, zbierała historie miłosne mieszkańców naszego miasta w „LubLove”, grała z konwencją XIX- wiecznego teatru w „Żywych i umarłych czyli Bandytach w piekle” w Teatrze Starym, realizuje także projekty kulturalne w Kambodży. „Kraina Uśmiechu” to jej pierwsza operetka. Nietypowa. W tym dziele podwójny, europejsko-chiński romans Lizy Lichenfelds i księcia Su-Czonga oraz księżniczki Mi i porucznika Gustawa von Pottensteina nie zakończy się happy endem, ale zadumą i rezygnacją. „Ta operetka jest najlepszym dziełem, jakie dotychczas udało mi się stworzyć.
Pod względem sceniczności przewyższa »Wesołą Wdówkę«. To dzieło jest ukoronowaniem pracy mojego życia” - pisał Lehár w pełnym oburzenia liście, gdy dowiedział się, że Broadway, by nie drażnić widzów międzykulturową miłością, postanowił zamienić chińskiego księcia na cowboya. Szczęśliwie do tego nie doszło. - To jego przedostatni utwór, dzieło jego życia. Widać w nim niezwykły potencjał Lehára jako kompozytora operowego: operowanie głosami i pisanie dla głosów, trafne oddanie psychologicznej złożoności postaci frazami muzycznymi. To wszystko jest organicznie spójne i bardzo przekonujące - ocenia Przemysław Fiugajski, dyrygent i kierownik muzyczny. „Starą idiotkę, operetkę należy zamordować. Nawet ją trochę pomęczyć przed śmiercią”- grzmiał Tuwim.
Operetkę traktowano po macoszemu. Tymczasem Lehár starał się nadać jej wyższą rangę, z „Krainą Uśmiechu” na czele. - Poprosiliśmy o oryginalną, niemiecką wersję, próbowaliśmy jak najbardziej wydobyć pierwowzór, który został mocno ubarwiony. Zauważyliśmy, że wypadło dużo tekstu, pozamieniały się niektóre symbole, np. kwiat lotosu zastąpił budda, wiele psychologicznych dialogów zostało skróconych. Oryginał był o wiele chłodniejszy, poważniejszy, bardziej dramatyczny - mówi reżyserka. - Powracamy także do motywu wiedeńskiego Prateru, który w polskim tłumaczeniu zanikł, a jednak jest bardzo ważny: tam wszystko się rozpoczęło, Franz Lehár miał tam swoją orkiestrę, prezentował pierwsze nuty opereteki. Postanowiliśmy opowiedzieć także trochę o pierwszym takim dużym wesołym miasteczku w Europie, jak ono wpływało na atmosferę i relacje ludzi - dodaje Joanna Lewicka.
„Kraina Uśmiechu” powstała na kanwie wcześniejszego, mniej udanego „Żółtego Kaftana” z naciąganym, szczęśliwym zakończeniem. Operetka z nowym librettem autorstwa Ludwiga Herzera i Fritza Löhnera-Bedy zapisała się jako jedno z najpiękniejszych dzieł Lehára, którym blisko do opery. - O muzyce w „Krainie Uśmiechu” trudno mówić, że jest operetkowa, w operetce jest ona skoczniejsza, weselsza, tu warstwa muzyczna odwołuje się do utworów Ryszarda Straussa, narracja muzyczna jest zbudowana w sposób ciągły, nie na zasadzie numerów, mamy do czynienia z teatrem muzycznym - mówi Przemysław Fiugajski. Spektakl nie będzie szukał na siłę uwspółcześnień.
Od międzykulturowych nieporozumień i nadziei ważniejsze będą te międzyludzkie. Twórcy spektaklu zapowiadają, że będzie to traktat o miłości, niekoniecznie szczęśliwej, o fascynacji - odległym światem, drugiem człowiekiem, która niekiedy kończy się gniewem i rozgoryczeniem. „Kraina Uśmiechu”, F. Lehár , reż. Joanna Lewicka, Teatr Muzyczny w Lublinie, 3h 15min, piątek-sobota, godz. 18, niedziela godz. 17, bilety 50-120zł
źródło: Kurier Lubelski